poniedziałek, 22 czerwca 2020

"The Velvet Underground & NIco", reż. Andy Warhol (1966)

Zarejestrowany w Fabryce Andy Warhola jam session zespołu, który trwa 52 minuty, pozostała część filmu to snucie się muzyków, Warhola i różnych ludzi po pomieszczeniu. Nie jestem pewny, czy to nie jest aby pierwszy jam session zarejestrowany na taśmie filmowej, w każdym razie dla miłośników muzyki zespołu jest to ogromna gratka. Film nakręcony kamerą z ręki i jak to u Warhola, są tu wszystkie błędy zastosowane świadomie, jakie można zrobić kręcąc film: utrata ostrości, skakanie kamery, niechlujne kadry, dzikie zbliżenia., wyskoki kamery gdzieś w bok na sufit, ścianę, podłogę, wzmacniacz. Sama muzyka jest instrumentalną improwizacja trwającą całe 52 minuty, NIco gra tu na przeszkadzajkach perkusyjnych, zespół torturuje sfuzzowane przesterowane gitary, Maureen Tucker stuka monotonnie jedna pałeczką w czynel, drugą w werbel, ale jej gry nie słychać do 42 minuty. bo dźwięk dominują gitary Sterlinga Morrisona i Lou Reeda. Trochę też słychać Johna Cale'a na skrzypcach. Całość jest dosyć awangardowa i ekstremalna w odbiorze. Jeżeli ktoś oczekuje, oglądając pierwszy raz ten film, znanych kompozycji zespołu, może o tym śmiało zapomnieć, musi się natomiast uzbroić w cierpliwość, ponieważ zarówno kamera jak muzyka są radykalnie eksperymentalne i nie ma żadnego zlituj się.

niedziela, 21 czerwca 2020

"Na pomoc!", reż. Richard Lester (1965)

Fabuła w tym filmie nie ma raczej znaczenia, ale tak samo drugorzędne są tu piosenki. Na pierwszy plan wybijają się dialogi, humor, gagi jak z niemego kina, absurdalne sytuacje, często surrealistyczne, gry słowne, odniesienia kulturowe, świadome użycie kiczu i gra konwencjami z użyciem umowności. Nie da się oprzeć wrażeniu, że Beatlesi są ojcami chrzestnymi Monty Pythona, bo Pytoni przecież poruszali się dokładnie w tych samych rejonach. Na szczęście fascynacja była obopólna i kiedy Pytonom zabrakło środków na pewien film, sfinansował go im gitarzysta Beatlesów George Harrison. A był to film zatytułowany "Żywot Briana". Wracając do "Help!", chciałem jeszcze zwrócić uwagę na piosenki, a mianowicie na sposób ich kręcenia, bo chwilami miałem wrażenie, ze oglądam teledyski wewnątrz filmu z okresu, kiedy teledysków jeszcze nie było. Bardzo ładnie zostały te "klipy" zrealizowane, z ciekawym montażem i z bardzo różnymi, pomysłowymi kątami ustawienia kamery. Zostały w ten sposób uwypuklone wokalne harmonie, rozpisane partie głosów, które na płytach zlewają się w całość, tu zostały dzięki pracy kamery rozdzielone i wreszcie widać, który z Beatlesów śpiewał daną część refrenu. Ten film jest bardzo dobrą inteligentną rozrywką, można się pośmiać, bawić grami słownymi, no i przede wszystkim wzruszyć jak zawsze w takich chwilach, kiedy coś pozytywnego już nie istnieje i jedynie taśma filmowa jest zdolna przywołać to jeszcze raz.