niedziela, 11 kwietnia 2021

The Jimi Hendrix Experience "Live in Maui" (1970/2020)

 



Otrzymaliśmy wreszcie podobno pierwsze oficjalne wydanie dwóch pełnych setów Jimiego Hendrixa z jakiegokolwiek jego koncertu. Padło na występ na wyspie Maui na Hawajach. Sety trwają około 50 minut. Gra trio The Jimi Hendrix Experienece, czyli Jimi na gitarze i śpiew, Mitch Mitchell na bębnach i Billy Cox na basie. Tu od razu zauważę, że bardziej na brzmieniu zespołu odbiłaby się zmiana perkusisty, niż zastąpienie Noela Reddinga przez Coxsa. Dynamiczna gra Mitchella wnosi jednak sporo energii do nagrań. Zespół zagrał bardzo dobrze, cyfrowa obróbka dźwięku podobno usunęła niedociągnięcia, jednak nie mamy porównania. Zmieniona jest kolejność niektórych nagrań, o czym przeczytałem dopiero później, bo nie pasowało mi zaczynanie koncertu od nastrojowego „Hey Baby” i miałem rację, tak koncert się nie zaczynał. Zaczynał się od „Spanish Castle Magic”, który na płycie jest numerem dziewięć. Muzycznie jest bardzo dobrze, ale przypominam, że nie wiadomo, na ile obróbka cyfrowa zaingerowała w ostateczny kształt nagrań (mamy tu kompleks „The Song Remains The Same"). Hendrix gra i śpiewa, będąc — co doskonale słychać — w bardzo dobrej formie. Szkoda tylko, że niektóre piosenki grupa wykonuje nieco szybciej niz powinna, na przykład "Foxey Lady". Tak samo wolę wolniejszą i bardziej emocjonalną wersję "Villanova Junction" z wykonania na festiwalu w Woodstock od szybszej i jakby zagranej nieco niedbale wersji z Maui. Gitara Jimiego jest wszechobecna, ale znalazł się też moment na solówkę perkusyjną Mitchella. Pierwszy set wydaje się muzycznie bardziej atrakcyjny (to moje osobiste wrażenie). W nagraniach z koncertu, co nieco dziwne, publiczność jest jakby wyciszona, mniej obecna. Oklaski słychać jakby od garstki widowni. Na filmie widać, że nie jest jej zbyt wiele (hmmm... dziwne... ), być może decydują też o dźwiękowej jakość warunki atmosferyczne, a na Maui podobno wtedy mocno wiało, więc obróbka dźwiękowa polegała też zapewne na usuwaniu skutków wiatru, który nie chciał opłakiwać Mary, ale płatać figle. Warto poznać ten koncert, bo oprócz wspomnianych cudów ze studia, zawiera on sporo świetnej muzyki, której — nie wiem jak Wy — ale ja nie mam nigdy dosyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz